Nasz patron
Przybycie Ignacego Jana Paderewskiego do Poznania w dniu 26.12.1918 r.
Powstanie Wielkopolskie 1918/1919 roku stanowi jedną z najbardziej chlubnych kart historii Polski. Wielkopolanie nigdy nie pogodzili się z utratą niepodległości. Po stronie polskiej rozpoczęto przygotowania do wybuchu powstania. Prym w tych działaniach wiodła Polska Organizacja Wojskowa (POW) zaboru pruskiego oraz Tajny Sztab Wojskowy na którego czele stanął por. Mieczysław Paluch.
Sprzyjające warunki do jej odzyskania po latach zaborów powstały dopiero w 1918 r., w wyniku rozwoju sytuacji międzynarodowej. Podpisane w Compiègne zawieszenie broni nakazywało jednak powrót do granic sprzed wybuchu wojny i nie było w nim mowy ani o utworzeniu państwa polskiego, ani też o jakichś ustępstwach terytorialnych na rzecz Polski. Wśród ludności Wielkopolski panowały w owym czasie poglądy od „kunktatorskiego” niedrażnienia Niemców i podporządkowania się postanowieniom aliantów po „radykalne” podjęcie natychmiastowej walki zbrojnej o wolność.
Bezpośrednią przyczyna wybuchu powstania był przyjazd do Poznania wielkiego polskiego pianisty Ignacego Paderewskiego, który miał miejsce 26 grudnia 1918r. Pobyt Paderewskiego spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony Polaków, natomiast wrogością ze strony niemieckiej. 27 grudnia 1918 r. w godzinach południowych Niemcy zorganizowali demonstrację złożoną z uzbrojonych żołnierzy, doszło do zrywania polskich i alianckich flag. Gdy demonstracja niemiecka dotarła w okolice Hotelu Bazar, w którym mieszkał Paderewski doszło do wymiany ognia z przybyłymi oddziałami polskimi. Był to początek powstania – w ciągu kilku następnych dni Polacy opanowali strategiczne punkty Poznania oraz rozpoczęli działania na prowincji, zajmując prawie bez walki kilka powiatów, na terenie innych toczono ciężkie walki z Niemcami.
W celu utrzymania zajętych miast i wsi podjęto niezbędne kroki wyznaczenia linii frontów i ich ustabilizowania. Dokonano podziału na poszczególne odcinki oraz mianowano dowódców:
- front północny – dowódca ppłk Kazimierz Grudzielski, Poznań — Czarnków — Chodzież — Wągrowiec — Oborniki
- front zachodni – ppor. Kazimierz Zenkteler, Poznań — Wolsztyn — Babimost — Zbąszyń
- front południowo-zachodni (tzw. Grupa „Leszno”) – ppor. Bernard Śliwiński, Poznań — Kościan — Osieczna — Rawicz — Gostyń
- front południowy – ppor. Władysław Wawrzyniak, Poznań — Jarocin — Kalisz — Ostrów Wlkp. — Ostrzeszów — Krotoszyn
Powstanie poparły wszystkie warstwy społeczeństwa polskiego i uznały za wspólny cel. Zakończyło się ono 16 II 1919 r. podpisaniem w Trewirze rozejmu, który był dla powstańców dużym sukcesem, gdyż przyznawał im nawet większy obszar niż uzyskany w trakcie walk
Major Stanisław Taczak tymczasowy dowódca powstania w pierwszych tygodniach jego trwania
Generał Józef Dowbor-Muśnicki - dowódca Powstania Wielkopolskiego od 16 stycznia 1919r. (od prawej)
Bitwa o Rosko
Ważnym odcinkiem w powstaniu wielkopolskim był front północny – Poznań — Czarnków — Chodzież — Wągrowiec — Oborniki.
7 stycznia 1919 r. przez Dowództwo Główne w Poznaniu został mianowany na dowódcę IV Okręgu Wojskowego, kierującego działaniami powstańczymi na północnej linii frontu, opartej o Noteć - Zdzisław Orłowski. W jego wspomnieniach czytamy o bitwie o Rosko i Wrzeszczynę.
Wspomnienia Zdzisława Orłowskiego
„Początek lutego przyniósł powstańcom nowy etap walk. Pierwsze uderzenie nastąpiło jak się tego spodziewaliśmy z Wielenia i to 2 lutego na wieś Wrzeszczynę, zajmując ją oddziałem względnie małym bo liczącym 150 żołnierzy, ale dobrze uzbrojonym w broń ręczną i maszynową. Dowódca tego odcinka Hubert dobrze zaplanował przeciwnatarcie wysyłając na zajętą wieś 2 oddziały szturmowe. Obydwa oddziały podeszły pod osłoną nocy i lasu. Tego niespodziewanego dwustronnego uderzenia Niemcy nie wytrzymali i w popłochu zaczęli uciekać w kierunku Wielenia. Ponieważ Kostrzewski zamknął im równocześnie szosę, mogli jedynie uciekać w rozproszeniu lasem względnie przez Noteć, która wskutek zamknięcia śluz bardzo szeroko była rozlana i miejscami nie dość mocno zamarznięta wskutek czego się wielu potopiło. Wzięto do niewoli 27 jeńców, zdobyto około 10 karabinów maszynowych, dużą ilość amunicji, jedną kuchnię polową oraz 7 koni.
Nazajutrz dnia 5 lutego już od rana rozpoczęła artyleria niemiecka ostrzeliwać Rosko. Spodziewali się bowiem tutaj głównych polskich sił. Ucierpiała przez to raczej ludność cywilna, natomiast powstańcy nie ponieśli żadnych strat. Spodziewając się niebawem ponownego uderzenia i to siłami głównymi zasiliłem Huberta odwodami, co okazało się w skutkach zbawienne, ponieważ już 7 lutego rano ruszyły, główne siły niemieckie pod osłoną ognia artyleryjskiego na Wrzeszczynę. Przewaga liczebna i ogniowa była tak wielka, że powstańcy już po godzinnej walce musieli Wrzeszczynę opuścić i się wycofać do Roska, a nawet i zachodnią część Roska oddać. Przewaga niemiecka była olbrzymia. Jak później zeznawali jeńcy siły niemieckie składały się z 5 batalionów piechoty, jednej 4-ro działowej baterii, oddziału miotaczy min i oddziału gospodarczego. Był to korpus Bredowa, "Fricorps Bredow", wszystko razem około 2000 ludzi.”
Jak sam później przyznał Zdzisław Orłowski była to największa bitwa jaką jego wojska stoczyły w czasie powstania. W dodatku bitwa zwycięska, choć we wspomnieniach zapisał, iż normalnie biorąc nie było o tym mowy, aby się w naszych warunkach powstańczych móc przygniatającej przewadze zwycięsko przeciwstawić. O zwycięstwie powstańców zadecydowały trzy czynniki:
- ukształtowanie i położenie terenu, na którym rozegrała się bitwa,
- nadejście w odpowiednim czasie odwodów,
- ogień z powstańczych karabinów maszynowych, które nie zdoławszy się w porę wycofać pozostały na tyłach wroga.
Polacy odnieśli wielkie zwycięstwo, które jak wspomina Orłowski, Niemcy okupili wielkimi stratami. W zupełnym nieładzie, w panicznym strachu zaczęli Niemcy uciekać na "łeb na szyję". Jedynie zdołali uratować swoją artylerię, a powstańcy nie mogli odżałować, że jej zdobyć nie mogli. Poza tym władowali na wozy swoich zabitych i rannych. Tym razem i Noteć pochłonęła wielu Niemców, ponieważ lód nie był wszędzie równo gruby. Trudno określić cyfrowo straty nieprzyjacielskie. Na placu boju pozostało blisko 100 zabitych, nie wiadomo zaś ilu poległych zdołali zabrać, wielu znaleziono później w lasach. W każdym jednak razie były to straty bardzo poważne. Nasze straty także nie były małe. Po tej klęsce, która miała miejsce 7 lutego, Niemcy od strony Wielenia żadnych więcej akcji zaczepnych o poważniejszym charakterze nie wszczynali. Wrzeszczyna i Rosko pozostały już w Rękach Polaków i odcinek ten można było uważać za zlikwidowany, jednakże musiał on być mimo to ciągle obsadzony. Jak wynikało z późniejszym wydarzeń właśnie dzień 7 lutego wyznaczony był na generalną ofensywę niemiecką na całej rozciągłości frontu IV Okręgu Wojskowego.
Uroczyste wkroczenie wojsk powstańczych do Roska w lutym 1919 roku.